Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/221

Ta strona została przepisana.

— Musi mieć śliczne nogi.
— Tak myślicie? — Barcz uniósł się na posłaniu. — Tak myślicie? — A może ma krzywe? Możnaby o tem mówić, jeśliby się widziało.
— Można się domyślać.
Barcz żałował, że rozszedł się z Hanką w sposób tak brutalny.
Nieprzeliczone pochwały i triumfy publicznego życia czyż nie odnosiły się w znacznej części do tej lekkiej broni, w którą zbrojna, zgarnęła Hanka cały kłopot państwowy na kuse płaty jedwabnej koszulki? Czyż to nie tego właśnie perfumowanego zbiegu ud zdrowie piło się na podjeździe bogobojnego Jedwabna?... I wkońcu, cóż innego robił Jabłoński, gdy gęstym wątkiem prawniczego przebaczenia cierpiał w obliczu Barcza, jak nie, — że wielbił „czarne skarby podłości“?...
Generał, nie chcąc jeszcze iść do Hanki, począł jej w skrytości zabobonnie ofiarowywać...
Poświęcił jej Jadzię. — Pokrywało się to zresztą z dawno dojrzałym planem, powziętym jeszcze „ze względów państwowych“.
Gdy Przeniewski rzeźwemi wiaterkami uśmiechów rozpowiadał o dokonanej przejażdżce, o przyjęciu, — gdzie matka wasza, generale, tak zajmująco śpiewała, — a pani Jadzia...
— Zostaw pan sobie raz na zawsze panią Jadzię! — przerwał mu Barcz.
Potem ofiarował cieniom kochanki cały szereg drobnych terminów, zwolnień, urlopów, próśb, — zresztą łatwo wykonalnych.