Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/238

Ta strona została przepisana.

— Życiem to człowiek przypłaca, — huknął mu generał do ucha. Poczem chwyciwszy Rasińskiego mocno za ramię: — Więc nie macie zawodu? „Radość z odzyskania śmietnika“, — niemała?! I przyznasz pan, nienajgorsze znalazło się dla niej ramy?
Rasiński chciał odwdzięczyć się za tę pamięć łaskawą, nie zdążył jednak. Barcz odsunął go nagle, nito sprzęt obojętny, i ruszył na spotkanie posłów którejś frakcji.
Nigdy bowiem nie przestawał pracować, a cóż dopiero na takich wielkich, masowych, narodowych „byczyskach“! Tu najlepiej można było tasować nowych królów (jak nazywał generałów), których miał więcej, niż dwie talje do przemieszczenia. Przy takich okazjach najwygodniej było zastawiać delikatne potrzaski na posłów sejmowych, tu domacywał się człowiek najcieplejszych miejsc pod barwami różnych stronnictw.
Tu wreszcie, jak nigdzie, cierpieniem udanego przymusu można było zażegnywać rozczochranych „naszych ludzi“.
Dziś wieczorem, docna już znużony, szukał tu Barcz jakiejś „wysoko postawionej“, odpowiedzialnej kanalji.
— Królestwo za „pewną“ kanalję, — powtarzał ostatniemi czasy, udręczony ciężkiem położeniem na froncie, oraz zatamowaniem dowozu materjałów wojennych. Bo oto w stolicy bratniej potęgi zasiadł uczciwy pełnomocnik własny i tak się targował, prawował, tak patrzył, co kupuje, — aż mu kupna zaczęto odmawiać i przewóz wstrzymano.
Oszczędność, na braki tym stanem rzeczy spowo-