Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/241

Ta strona została przepisana.

Historyczne ściany postanisławowskiej landary obrastały brudem.
Ludzie go nachodzili i, korumpując sługusów, trafiali nawet do sypialni. Potrzebował tedy u siebie w domu kogoś lepszego. Także ze względu na Hankę.
Barcz wiedział, że jakoś po swojemu, — twardo i oschle kocha ją. Niemniej uważał, że i tu położyć należy mocne, przezorne tamy, któreby nie dały przerastać miłości w dziedzinę pracy.
Najbardziej stanowczym powodem porządkowania stosunków rodzinnych była jednak afera z Jadzią. Rozumiał, że musi się z żoną rozejść. Ach tak, tak, rozejść się, to już przepadło!
Pogadał jeszcze przedtem oględnie z Przeniewskim. Chciał dokładnie wiedzieć co się dzieje z Jadzią.
— Fabrykujemy laleczki, — spowiadał się elegijnie Przeniewski, — smarujemy, odlewamy, dom nasz wygląda jak klinika poronionych dzieci. Na front nam jechać nie dano. Prowadzimy przedsiębiorstwo w domu. Popiera je pan Pietrzak.
— Proszę.
— O tak, pan Pietrzak kręci się koło nas mocno, ale bardzo niesympatyczny!
— Bo co? — trzepnął Barcz.
— Nie wiem, nie wiem — ubolewał margrabia. Dosadne zwątpienie przefalowało mu przez czoło grupkam cienia.
Generał machnął ręką i zapatrzył się w okno swego nowego mieszkania w skrzydle dawnego po-stanisławowskiego pałacu. Dalekie głębie starego parku mie-