Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/246

Ta strona została przepisana.

ster spraw zagranicznych, opierając się na danych o parlamencie sprzymierzonej potęgi, którego posłowie, niestety, aż nadto zainteresowani w kupnie rzeczonych stoków —
Cóż innego mógł jeszcze przedstawić generał trudnościom położenia?
Czuł, — że nic prawie. Rzuci jeszcze fokom na sukno to białe prosię, — Wildego. Jako swego męża zaufania. Foki ucieszą się.
Opinając na sobie bluzę, wpatrzony w lustro, przeżywał teraz chwilę zupełnej słabości: Czyż nie było lżej strzelać na czele kompanji, jak pierwszy lepszy porucznik?
Lecz na samą myśl, że front i kraj obleciałaby wiadomość — „Barcz ustąpił“...
Gdy niespodzianie uchyliły się drzwi — weszła Jadzia.
Opanował się natychmiast, pewien już teraz, że w Radzie Ministrów sprawę przegra.
— Na tak kiepski czas? W taką pogodę? — zapytał uprzejmie.
Jadzia, nie odpowiadając, usiadła koło drzwi przy starym, zielonym zegarze, który generał pamiętał jeszcze z dzieciństwa.
— Matka?
— Możesz być spokojny. Witałyśmy się na dole.
Struga wody, cieknąca z Jadzinej parasolki, powiększała się szybko na podłodze. Barcz majstrował długo koło kołnierza. Wreszcie, odetchnąwszy:
— W hotelu ja mówiłem — tyś milczała. Uważam,