Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/282

Ta strona została przepisana.

Barcz, na Przedmurzu działkę ziemi. Niech ona starczy za złoto... Panie generale Barcz!!! Majątki nasze zniszczały. Obrócił się człowiek w wiecznego podróżnika — pielgrzyma, dziś ruch mu potrzebny ponad wszystko. Więc żeby w tym ruchu i tobie pomoc była, przyjm z serca dwa koniki araby.
Oblicze Barcza zalała ciemna purpura.
— Tylko daruj, — kończył Krywult wyniośle, — maszyny dla ciebie, druh, żadnej nie wydostał, wszystkie samochody zdobyczne oddał armji. Tedy, — panie generale Barcz!!! Samochody, — koniki, — ziemia za złoto stanie!!... Ot, tobie druhu, — za owe osławione samochody, koniki, złoto.
Barcz opanował się, toast przyjął, rzekome prezenty odległym uśmiechem w wonną nicość wieczoru odprowadził. A potem pracował, by towarzystwo szybko ten toast wyminęło. I za jedyną zemstę tego wieczora miał, że gdy goście w salonie rozsiedli się, pod dźwięki walca, wokół nagich pląsów operowej baleryny, on, skupiwszy przy sobie współwodzów, przedłożył im w ustronnym wykuszu willi swoje N. W. T. S.
— Najwyższy Wojskowy Trybunał Stwierdzeń. — Na stół im to położył lekko, jak ongiś Radzie Ministrów prosięcą wagę Wildego.
— Moi panowie, rozważcie: Nie taję, — nie taję, — są błędy. — Kluczył miękkim głosem przez zgłuszony tupot baleryny, — są błędy, muszą być. N. W. T. S. opracowują już komisje, ale mnie... — Ale mnie tu zależałoby na tem, co jeszcze w młodej naszej maszynie wiele lat pierwszą będzie grało rolę: Personalja... Otóż