Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/291

Ta strona została przepisana.

twa jest. A gdzie rzeczoznawca? Ekspert?... Ekspert cywilny, panowie?
Jęli go roztargnionemi oczyma szukać zda się po całem urządzeniu gabinetu.
Wilde na podłodze, Pyć wśród zbroi rozwieszonej nad biurkiem, Dąbrowa na lakierowanym, plastycznym modelu Przedmurza, ustawionym przy oknie.
Patrząc na przyszłe, w rzeźbie docna już wymodelowane ulice, na wille, na zgrabny plac, porośnięty fryzowaną ściółką zielonej trociny i malutkie fontanny publiczne z cynowej blachy, — zatracił się przez chwilę. Życie bogatych ludzi: Ty tam krew... Ty tam pot... Ty tam Boga za serce... A tu oni — dom i dochód ze wszystkiego tłoczą..
— Ekspert cywilny, panowie, — gruchał Krywult — ekspert w długim surducie, ważny, czynny. Bo jak pomyłka wyjdzie? Co wtedy? Kto ma być winien? Onże będzie winien, ekspert.
Nikt z obecnych nie znał odpowiedniego eksperta. Krywult aż czoło kładł między gładkie stronice rozłożonej na stole ustawy N. W. T. S-u.
Wtedy nagle przypomniał się Dąbrowie Kwaskiewicz. — Mam, — wykrztusił niejako wydawcę na bibułę, — mam. Człowiek dobry. Znawca. — Może tam były kiedyś jakieś nieporozumienia między nim a Rasińskim. — Jak zwykle, między pisarzem a wydawcą. Człowiek dobry...
Wszystko więc już mieli w komplecie, — tylko ruszać.
Ale ruszże tu, otwórz, — kiedy — może ostatni raz otwierasz!