Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/343

Ta strona została przepisana.

wydawnicza zarobi mu na smutny poniekąd zaszczyt „bycia rzeczoznawcą“.
— Nie o to, że w sprawie jednego z autorów. Bo zawsze broni się człowieka. To jasne! Czemże ja go mogę bronić — uśmiechał się pod wieszczą aureolą siwizny — mogę go bronić jego dziełem. Pani wie? Wydajemy ostatnią powieść Rasińskiego!
Hanka postanowiła szukać wyjścia od innej strony.
Do łoża boleści zawezwała Krywulta.
— Nieładnie, bardzo nieładnie — huczał, zasiadając ciężko na wątłym ałłasowym taburecie indagacyj. — Tyle kwiatów odrzucić, tyle listów nieotwartych odesłać. Konto marszrut wzięła, wydostała, spaliła, — i na tobie! Precz. No a teraz, — jaka jeszcze próba?...
— Już chyba żadnej, generale.
— Konto wydał — słowo honoru położył —
— To chyba nie ulega żadnym próbom, generale.
Pod opiętym frenczem wodza przegniotły się wały tłuszczu, małemi fałdami występując aż za mankiety rękawów.
— Nie ulega, pani moja, ma się rozumieć, że nie ulega! Nazwisko Drwęska spokojne pod pieczęcią człowieka honoru.
— Onoby było spokojne, generale, gdyby się już raz dowiedziano na posiedzeniu N. W. T. S-u protokolarnie, że panu Wilde nie kartka wyleciała, lecz że całą książkę zgubił...
— Przyjdzie czas, przyjdzie posiedzenie i Wilde zgubi... — Krywult usiadł znów nieruchomo. — Nazwisko Drwęska może być spokojne. Ja, dziś znowu