Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/352

Ta strona została przepisana.

złoto tłuszczu: — Sam ten fakt właśnie... Bo zwalić Rasińskiego w takiej konstelacji, to było, — jakby Barczowi tuk w kości wytłuc.
Pewność nadziei przepełniła Dąbrowę świetnym humorem. Chociaż oddawna jadał obiad samotnie, a żona miała polecone zawsze „dzieci uprzątać“, dziś kazał je przywołać, by bawiły się z ojcem.
Ubrane to było nędznie, oberwane, zdziadziałe.
— Czekaj, dygnitarzu — żuł generał, głaszcząc jasne czuprynki, — czekaj!
Cały rachunek z Barczem leżał jak na dłoni. Tłuści starzy siedzieli w Sejmie, — za głodnych młodych. Dzięki niemu! Równość i sprawiedliwość na wschodzie pokonana... Dzięki niemu! Równość i sprawiedliwość na wschodzie pokonana... Dzięki niemu, Barczowi, Krywult, na ołtarze wyniesiony... Dzięki niemu, Barczowi, więzy banderoli generalskiej... Dzięki niemu!!
— Panie majorze, — huczał Dąbrowa tego samego dnia na wieczornem posiedzeniu do Pycia, który za zieloną łączką sukna, na podobieństwo granicznego kamienia, tkwił bez ruchu, — spotkaliśmy w naszych badaniach fakty, dokumenty, wykluczające możność współpracy z ekspertem cywilnym. Chociażby zacnym i zaprzysiężonym. Jak pan Kwaskiewicz.
Krywult przesunął kasową księgę na drugi brzeg stołu i, ciężko depcząc palcami po skośnych cyfrach, utkwił w Pyciu bezradne spojrzenie.
Rzeczowych wyjaśnień udzielał Wilde. Stronice przewracały mu się w rękach powoli. Głos papieru przecinał lekko ciszę gabinetu.