Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/369

Ta strona została przepisana.

Pan „wiedzie“ śledztwo, a nie pilnuje... I oto rzecz całą mamy w prasie. Kto za to odpowiada? N. W. T. S. wniesie akt oskarżenia na niewinnych, — albo sam będzie oskarżony?... A to jest, — świsnęły zerwane miechy Krywulta, — to jest, panowie, podłość.
Dąbrowa zatoczył się pod ścianę.
— To jest, panowie, — wrzeszczał Krywult, — albo z tego niewinnego oficera zeznania wymuszać?! Albo temu, który je dla własnego ocalenia wymuszać chciałby, — z wojska precz. Tak, panie generale Dąbrowo, — równość, sprawiedliwość!! Z wojska precz!!!
Siedzieli bez ruchu za stołem, na którego zielonej powierzchni, niby szare okna, bieliły się egzemplarze powieści Rasińskiego.
— Ale może tu będzie do użycia — spowiadał się cicho Wilde — cośmy zastosowali, gdy się konto marszrut zgubiło? Nie tędy, to tamtędy, nie ta sprawa, to tamta?
— Cóż tu zastosujesz, Wilde nieszczęsny? Wildeż ty, Wilde... Tu „awtorytiet“ narażony, — a rezerwy w postaci nowych spraw podejrzanych już niema. Teraz już niema kukieł, Wilde. Kukły, okazuje się, w porządku, i z papierem i ze wszystkiem. Słyszałeś „doproś“ z Fedkowskim?! Teraz, — ty rezerwa?... Teraz pan generał Dąbrowa, śledztwo prowadzący, — rezerwa? Ktoś będzie musiał „sobą poofiarować“...
Dąbrowa schylił głowę na piersi.
— Znaczy, jest rezerwa, — ucieszył się Wilde. — Znaczy, oskarżenie znajdziemy, jakiekolwiek, — odga-