Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/378

Ta strona została przepisana.

nem suknie rozłożył papiery Pietrzaka. Pomiędzy wiotką, woskowaną bibułą wywiadu plątało się kilka sztywnych biletów. Zaczął je czytać.
Były to dawne jeszcze, okolicznościowe wizytówki Jadzi w sprawie laleczek, przedsiębiorstwa, kontraktu z redemptorystami.
Wiedziony wzorowym, obyczajem wywiadowczym wziął je pod światło, przeciągnął nad świecą...
Kolejno odrzucał na kupkę.
Technika „załatwiania“ pośmiertnych papierów tak bardzo znana była majorowi, że zupełnie się nad swemi manipulacjami nie namyślał. Obrównawszy starannie kupkę, począł znów łowić w wodnistych bibułach Pietrzaka.
Tu właśnie, pośród rzeczy znanych, pośród podsuniętych niejednokrotnie przez samego majora ordres de bataille, czy sytuacyj na froncie, — wydarzyła się rzecz nieoczekiwana.
Nosem w to zarył.
Skąd? — Jak?...
Okazywało się, że Pietrzak był na tropie wypracowanych tak niedawno planów mobilizacyjnych.
Skąd? — Jak? — Już?...
W natężeniu nieujętych jeszcze przypuszczeń zatracił Pyć poczucie chwili. Nowa, niespodziewana okoliczność wyciągała go stąd, rozpraszała przez departamenty, ministerja, znajomości —
Stał nad biurkiem, niby ciemne jętki namysłu zrzucał na papier z trących się dłoni czarne wałeczki potu, — lecz równocześnie pomykał wszędzie gdzie indziej...