że to się nazywa roczniki, ale to są już tylko ludzie!... Ojcowie, mężowie, bracia.
Był szczerze wdzięczny nauce dogmatyki, która go tak do wywodów zaprawiła.
— Otóż ci ludzie, jak wszyscy inni, działają przez pobudkę myśli. Na to nie może pomóc żaden mundur. Więc, — co żołnierz myśli? Nie nasz legjonista, bo ten, jak wiadomo, ma zawsze czerwono w głowie. Ja sam byłem legjonistą! Tu nie chodzi o arystokratę broni, ale o czarną masę. Co żołnierz myśli? Ten czarny murzyn?... Otóż ten żołnierz patrzy na wschód, panowie... ku Moskwie. Ma tam przykład, panowie.
Przerwały się w pułkowniku szorstkie upusty słów i bryznęły na pokój:
— Żołnierz nie chce już niczego pilnować! Zostawia przy budzie karabin i odchodzi!! Nie chce nikomu służyć. Sobie też nie! Powiada: Poniewieracie Leninem za to, że się całemu światu wyspowiadał? Bijecie w mordę za to, że prawdę mówi? Żołnierz powiada: Szkoda mego ścierwa!!... Co tu?... O patrjotyzmie? Szkoda mego ścierwa! O granicach? Szkoda mego ścierwa!!... O Bogu? Szkoda mego ścierwa!!...
Z głębi piersi, z brzucha, ze wszystkich wspomnień, z głupich czasów sztuby, gdy głodny przez okna bursy patrzył na tych tuzów, jak w kontuszach nosili baldach przed Bożem Ciałem, z poniewierki seminaryjnej, ze wstydu chłopskich rodziców, z anatemy kościelnej, z ożenku cywilnego przez adwokata żydowskiego, z wojażów współdzielczych za mlekiem i krówską rasą czerwoną, z całego ciągu wojny szły Dąbrowie te słowa.
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.