Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

sztabu aparat, który daje wszystko, co się mówi w pokoju dowódcy.
Całą rozmowę Dąbrowy o przysiędze powtórzył Rasińskiemu cichym, pokątnym szelestem, którym ratowali ojczyznę od tylu lat.
— A my wobec tego?! — oburzył się Rasiński.
— My, — przedewszystkiem pysk na kłódkę. Po drugie: Dąbrowa nie wie, że przejąłem już od Austrjaków wszystkie papiery ich szpiegowskiego biura. Tam ci jest łajna, — wystarczy na wszystkich wspólników Dąbrowy! Po trzecie.
Pyć wyciągnął z kieszeni gruby zwitek telegraficznych meldunków.
— Weźmiesz to... Oni idą — ci Ukraińcy. To fakt. Ale my zrobimy z tego koniec świata. Będziesz od dzisiejszego wieczora ryczeć z Agencji Telegraficznej jak dziki osioł na całą Polskę! We wszystkich depeszach! Potrzebujemy teraz koniecznie krzywdy. I krwi... Jest w Przemyślu. Niech Dąbrowa sformowane jednostki legjonowe pcha na Przemyśl. Uzyskujemy naszą krzywdę, krew wroga, wreszcie Barcza, który się tamtędy przedziera... No i kompromitację komunistycznego Dąbrowy, który rozpocznie — wojnę patrjotyczną...
Pyć zeskoczył z fotela i wyciągnął się, tężąc grzbiet półokrągło, jak kot.
Już na drugi dzień przy referacie prasowym nie mógł się Dąbrowa dość nadziwić. Gazety aż trzeszczały od najazdu, rozpaczy, pobudek, wezwań.
Pułkownik jeździł palcami po podkreślonych zapo-