Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

przez Rasińskiego ze sztuką i prasą — Jabłoński pociągnie togi naszej palestry. — Kazał jeszcze Przeniewskiemu wydłubać na mieście odpowiedniego profesora, któryby wszystko to wzmocnił cementem historji.
I zawczasu przebębnić w prasie! Rzecz miała być gotowa za dwa tygodnie.
Zakończywszy sprawę, zszedł nadół, do Pycia. Instynkt nakazywał mu porozumienie z tym najczulszym i najdelikatniejszym organem życia wojskowego.
Lokale, w których mieściły się biura wywiadu, zawalone były ludźmi.
Mijając różnokolorowych czerkiesów, osobliwie przydymionych cywilów, Niemców nawet, którzy tu w pełnych mundurach czekali z obandażowanemi gębami, — nie bez dumy myślał Barcz o tym najmłodszym może oficerze, w którego rękach chowają się najwstydliwsze tajemnice armji.
W pokoju Pycia, przed biurkiem stało kilku agentów cywilnych. Zbici w łączną, szarą masę, trwali wpoprzek pokoju, niby równa tama.
Major Pyć, spostrzegłszy generała, odprawił ich natychmiast.
Ciemna tama rozpadła się na kilka ośrodków, które, niepewną drogę opisawszy, znikły za drzwiami.
Pokój był tak pusty, oschły, że Barcz mimowoli spojrzał przez okno. Na ścieżkach widnego stąd ogrodu mijali po śniegu przechodnie, a między suchemi koronami drzew krakały wrony.
— Idylla, panie generale...