Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Miasto mojej matki.djvu/100

Ta strona została przepisana.
SZKOŁA
(Wstęp poparty później przykładami na to, czego nie powinno być)

Postawiłem na górze stronicy tytuł Szkoła i — ręka mi zadrżała ze strachu. Na szkole wszyscy się znają, każdyby ją chciał poprawić, ulepszyć a wszyscy jej wypominają, czego im potem w umiejętności pracy nie dostało. Nie dziw przeto, że mi ręka zadrżała, widzę poważnych ludzi mego kraju, jakby wokół tej kartki zgromadzonych, groźnie patrzących, czy im po myśli pójdzie moja mała praca.
Choć jest mała, będzie ważna. Niema w sprawie szkoły rzeczy błahych.
Wszystko tu jest równie ważne i konieczne, bo wszystko wpływa na duszę i charakter przyszłego człowieka.
Stoi więc za moim stołem, nakrytym bibułą, sam Prezydent, posłowie, senatorowie, biskupi, żołnierze, rzemieślnicy, chłopi, nawet strażaków musi to obchodzić. Wszyscy patrzą mi na pióro, jakby zaraz chcieli krzyknąć:
— Uważajno, mój drogi, bo to się może źle skończyć!
Zaprawdę, stygną na ustach wszelkie żarty! Widzę cię teraz dokoła stołu, Ojczyzno moja cała, twych