Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

czych uderzeń młotka stuknęły o podłogę. Wystąpił naprzód zwięzły człowieczek o ostrym, czerwonym pyszczku, rozdął nozdrza i uderzył nosem w zimne powietrze „przyległości“: — Jestem rejent Twardo.
Podali sobie z pułkownikiem ręce w sposób ważny, niewątpliwy, niejako historyczny. Poczem rejent ruchem krótkich palców, niby grabkami, wyrywał z grupy delegatów poszczególne postacie i, — bystrym kuperkiem żakietu wtył oddając, — przedstawiał współuczestników.
— Oto przewodnicząca tutejszej Ligi, pani Aniela, — nazwisko rozleciało się w hałasie.
Odsunęła wgórę woalkę i objęła nas ślicznym uśmiechem bladej chłopięcej twarzy. Podchodziliśmy, aby ucałować jej rękę w nicianej rękawiczce.
Przewodnicząca kłaniała się ciężko i ostrożnie, wznosząc pod górę małą głowę, ozdobioną mokremi piórkami.
Jakby wciąż jeszcze wypatrywała pod sufitem wątków przerwanej swej mowy.
— Oto starsza nauczycielka, panna Ożarowska Józefa.
Żółte biedactwo w bufkach bordo zjeżyło się.
My też ze swej strony wyzgrzytaliśmy swe nazwiska, pseudonimy i rangi.
— Oto — rejent nie pozwolił sobie przerwać, wypowiedział rzetelnie, jasno, do końca, kto kim jest, co tu robi, ile lat.
Dowiedzieliśmy się, że wonna dama z dużemi, jak naboje artyleryjskie, piersiami, w koronki schowanemi, jest żoną rejenta i artystką „zarazem“. Mężczyzna