Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby tą drogą umiała z księdzem kroczyć Ożarowska, inneby też osiągnęła wyniki i nie byłoby doszło do przykrej kontrowersji. Ożarowska bowiem wśród tylu innych, a tak świetnych powodzeń — gdy rejent idzie „razem całą parą“, gdy pułk obiecuje „dobrze o rzeczy myśleć“, gdy już trzeba kwaterę główną ustanawiać, bo dary napływają całkiem nie na żarty, Ożarowska, reperując z najzimniejszą krwią swój balowy kostjum, „noc“ wyobrażający, powiada cicho, lecz stanowczo:
— Ksiądz się nigdy nie zgodzi, ostrzega jeszcze raz, że żadne posiedzenie w szkole się nie odbędzie. „Tego“ mu do gmachu, broń Boże, nie zanosić!
— A rejent, który „kazał“ właśnie w gmachu szkolnym?!
Pani Aniela wiedziała już dokładnie, jak salę konferencyjną przystroi! Stół będzie nakryty zieloną kapą z jej łóżka, — w czerwone róże. Rozstawi się muszle, jako popielniczki.
— Śmiej się z tego — odpowiedziała Ożarowskiej, — nam się to może trudne wydaje, ale dla nich, gdy zechcą? Sami się wykłócą. My teraz wiemy tylko jedno, — do dzieła!
Wogóle teraz muszą się powodować psychologją myszy. To znaczy, że, gdy człowieka ze wszystkich stron odpędzają, on ze wszystkich stron wraca!
W myśl tej psychologji poszła, bez jednego zresztą rumieńca tam, gdzieby się nie ważyła pójść nigdy kobieta „porządna“.
Była na prywatnem posłuchaniu u aptekarza, w jego „jelenim“ gabinecie. Oto, co może sprawić pokorna