Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mamy gdzie odbyć posiedzenia, ani gdzie krowy postawić. Raut pod znakiem bezdomności.
Pocieszyła panią Anielę Stanisława. To już przeczuwali nasi wieszcze. Naprzykład, — Żeromski. W jakich ludziach? — W „Bezdomnych“.
— Taka krowa w środku zimy, to przecie grom z jasnego nieba! Pan myśli, że zwierzę, — jak rower. Raz go zrobią i już chodzi całe życie!
Kujon przyznał pani Anieli, że nigdy dokładnie w te sprawy nie wnikał. Lecz ona, jako „gospodarska“ córka wnikała. Takie stworzenie musi mieć trzy razy dziennie ciepłe picie, siano, co najmniej wykę i wogóle!
Zaglądając Wencie w kasztanowate oczy, odprowadzili ją do stróża. Możeby zechciał przetrzymać ją za mleko.
— Za mleko?! — Na to znów obrazili się ordynansi. — Krowina daje swoich sześć pewnych garnców, z nasypką za siebie płaci!
Ciemno już było, gdy się nareszcie te trudne sprawy szczęśliwie ułożyły.
Pani Aniela ze świecą w ręku stała w drzwiach szkolnego chlewika, w którym „złagodzono“ odpowiednie przepierzenie. Ciepły, mleczny zapach tchnął macierzyńską ufnością.
Jestem szczęśliwa! Jestem ci wdzięczna — śmiała się do machającego ogona i do wysoko na granatowem niebie przymrużonych gwiazd.
Istniały bowiem widocznie na świecie siły wyższe, których człowiek nie ogarnia zwykłym rozumem. Czyż nie do nich należało przeczucie?!
— Przeczuwałam — „tajała“ pani Aniela, — cho-