Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Nauczycielki obraziły się, zwłaszcza, że tu nie chodziło bynajmniej o żaden patos! Jako odpowiedzialne za „użytkowość“ lokali szkolnych, obmyśliły ewentualnie pokoik przy strychu, niedoszły gabinecik fizyczny, po drugiej stronie gmachu, przy tych niewykończonych schodach. Były za „zasadniczą ideą balu“ na cześć legjonistów, — co innego jednak takt w stosunku do własnego prywatnego mieszkania, jako nauczycielek, zależnych od ogółu miasta.
Stanisława rozpłakała się nawet.
— Żeby uniknąć dalszych wstrząsów, rozetniemy węzeł jednym zamachem. Przenoszę się dziś, zaraz...
Nie mogły tego pani Anieli w żaden żywy sposób przełożyć.
Tobołki i kosze nosił stróż, Jan, którego od chwili pojawienia się Wenty — można było do rany przyłożyć...
— Nie mogę tylko jednego zrozumieć... — Pani Aniela stała już na progu, w kapeluszu z piórkiem nad czołem, z koszyczkami w rękach.
Prosiły ją koniecznie, by powiedziała — napewno wszystkie potrafią wyjaśnić.
— Nie mogę zrozumieć, dlaczegoście wtedy, tego wieczora, kiedyśmy piechotą z „przywitania“ wracały... Przy aptece wszyscy się pożegnali. Potem szłyśmy pod ręce, — dlaczegoście wtedy śpiewały „Choć burza huczy“?!
Wlokąc cień ogromny, znikła bez odpowiedzi.
Stróż stukał daleko po pustym gmachu, pani Aniela szła za nim, małym ogarkiem świecąc jako tako. Szerokie cienie ławek okręcały się dokoła izb szkolnych, tam i sam niezmazany rządek białych słów wystę-