Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Aptekarz oddał ważki pomocnikowi, roztrącił chłopów, którzy poprzez trupie promienie karbidowej lampy kurzyli machorkę, i popchnął „rzadkiego gościa“ do wiadomego pokoju.
Dała się posuwać, jak mebel.
— Myślę, że przyszła mi pani podziękować za tego warjata z agatu. Napewno także i dzięki niemu ustąpili ziemianie. Chciwość ludzka kieruje światem. — Z białego kitla pryskał cichym śmiechem we wszystkie strony. — Zwycięstwo ogromne. Właściwie nie pani, ale tej holenderskiej krowie należałoby ręce ucałować. Popycha życie naszej dziury na nowe tory.
Mówili już o tem z rejentem i doktorem, — zupełny przewrót!
Pomocnik przyniósł czerwoną wódeczkę. Nie był to alkohol w znaczeniu pospolitem, ale tylko wywar naukowy, osnuty na zasadach chemji. Pani Aniela wypiła dwa kieliszki. Nawet dziesięć nie mogłoby zaszkodzić nikomu.
Należało koniecznie wypić, — szkoła, jako gmach, zaczynała nową erę. Ludzkość mimo wszystko kroczy w tej wojnie naprzód siedmiomilowemi krokami i dopiero teraz będzie można pokochać ten budynek, tak niemiłosiernie dotąd marynowany przez komitet.
Z tej racji znalazł nareszcie aptekarz tekturowe pudło i ofiarował je Anieli, — w dniu nowej ery.
Ognie sztuczne, przechowywane z myślą o jakiemś niezwykłem wydarzeniu na tle życia narodowego.
Przebierała zimnemi palcami wśród długich, szorstkich patyczków, gwiazdek, krążków. Podobne to było z kształtu i dotyku do zmarzniętego pośladu ptactwa.