Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

Pokazał jej drwiąco stos dywanów, wyszarpanych, wyjedzonych, rozmaite lampy, uszeregowane na stołach, wszelakie graty, które od szanownych właścicieli, ma się rozumieć „bezimiennie“, wypożyczyła na raut.
— Niechże pani patrzy. Ta lampa w białe kwiaty na umbrze, — od akuszerki. Ta na pękatej nodze, — rejentowa. A ta, z osobliwym mechanicznym knotkiem — to rozwiedziona aptekarzowa. Świat jest wszędzie tam, gdzie cierpi nasze przeżycie. Dlatego — cały świat może się wkońcu mieścić w jednym człowieku.
Doktór trwał nieruchomo i patrzył jak z obcasu spływa mu na podłogę duża kropla błota. Aniela pracowała cierpliwie za stołem, napychając perkalowe torebki niespodziankami na loterję fantową. Wiatr zgrzytał za oknami.
— Zresztą, czy warto z panią o tych rzeczach mówić? — Obciągnął kamizelkę, strzepał z ramion łupież i spojrzał w szyby, rozświetlone odbiciem lampy. — Wszystko, co się teraz w pani odbywa, jest sprawą innego mężczyzny.
Trzeba to było zbyć jakoś. — Niech pan tak jeszcze siedzi w kucki. Jak śmiesznie! — Był chyba żywcem podobny do tego warjata z agatu, ofiarowanego przez aptekarza.
— Tak, pani, z tą różnicą, że warjat z agatu już nie cierpi. Ni z tego, ni z owego zaczął doktór prawić naukowo o ciąży. O zmianach w organizmie, wszelakich możliwościach, nawet o mleku kobiecem, Było coś strasznego i bolesnego we wszystkich jego określeniach.