Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

Uprzątnęli.
Kubik klasnął bosemi piętami i już się miał ku wyjściu, gdy Wacek: — A widziałeś ty, bracie, moją nową rękę?
Zatrzymali się przy drzwiach. Ordynans postawił kosze na podłodze. Razem badać zaczęli złożony mechanizm protezy.
— Odkręcimy. — Przykręcimy.
Nakoniec Kubik klasnął piętami i już na dobre odmaszerował. Słychać było jak człapie po schodach i wyje unudzonem ziewnięciem. Oddalało się coraz bardziej. Jakieś drzwi trzasnęły parę razy i znów zaległa cisza.
Wacek stał w pośrodku pustej sali.
Nie mogę powiedzieć, by płakał. Miał zamknięte usta, suche, otwarte oczy. Piersi mu mundur wznosiły wysoko, z gardła pędził dźwięk donośny, pełny, gęsty, — jak głos drzewa, na rzece spławianego.
Żywcem, — jęk poranionych pni.
Teraz, wieczorem, siedzimy tu u mnie na forcie, Kujon, Leń i ja, i mówię im, że gdyby wtedy słyszeli, toby przyznali, jak gorzką przeżyłem chwilę.
Siedzimy pod płócienną chmurą upiętego w rogu namiotu, przez otwarte okno tyle widać świata. Drzewa się rumienią, na białych brzozach drżą ogniste czuby, wszystkie łąki mięciutkim żarem poczesał blask zachodu.
Brzeg Narwi aż dudni od ciężaru. Długie masztowe pnie płyną z gładką wodą. Słychać, gdy padają na brzeg, gdy się toczą przez piach, gdy się zderzają