zczesanych włosach i zaciska niebieskie skronie. Ptasi nosek rzuca cień na usta, z których płyną słowa żołnierskiej pieśni, podczas gdy z oczu, jak pestki, jedna za drugą łzy.
Dzieci chórem wtórują, aż im gardła jaskółcze widać do dna a ja drżę do dna przejęty, ponad pamięcią wojny u krzaka wspomnień zawieszony, — z któregośmy nad Wisłą głóg rwali z matką i berberys do garnuszka niebieskiego zbierali i ciemne derenie z rosą kładli na talerz...
Straszna przekora ostatnich lat wojennych kona już może bezsilnie, — światło się zapaliło zgubione, łódź kryształowa pełna krwi, a krew pachnie różą pierwszego matczynego uśmiechu ponad pamięcią wojny u krzaka pierwszych wspomnień...
— Czcigodna pani rozumie — rzeknę — że taki poczęstunek na mój głupi, żołnierski żołądek i tyle waszego serca, szanowni a kochani...
— Tyle serca, cóż nasze serce, — odpowie panna Sylwina i znów białemi palcami gra po żółtych klawiszach i z wnętrza fortepianu płoszy bystre mole, co niby żywe strzępy złotego ongiś czasu giną nieznacznie w mroku.
Chłopcy się drą radośnie, uciekłem, grzeszny niejako wobec naiwności tego święta.
Śpiewają wszystkie zwrotki, ale zrzuciłem już rzemienie, mundur, buty, kładę się do łóżka. Każdy mój nich tonie w lekkich, puszystych piernatach...
Jedna wdzięczność!
Teraz się człowiek zwinie, koszulę aż na pięty naciągnie, kolana pod brodę wetknie i spać bez miłosierdzia!
Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.