Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakby chcieli, bym z ich historji pożywał od niechcenia.
Nie było wkrótce chwili, by o ciało moje nie dbano i wraz, by „zbolałemu“ duchowi rozrywki nie stręczono.
Mam iść rano do koszar? Już w salonie przy świecach krząta się panna Sylwina, „grijowane“ kromeczki, ni to małe tomiki ustawia w platerowym stojaczku. Już złoty deseń masełka wdzięczy się przed talerzem, już cicho pluszcze herbata.
Jem dobrotliwie, niejako ofiarnie na koszt zasług i misji żołnierza. Rozwaliłem się w fotelu, pożywam suto. Z wielkiego karła stróżuje nademną panna garbata, uśmiechnięta, zielone oczy nakrywa rudą powieką i w miarę mego posiłku rumieni się radośnie.
Lub może po południu wracam z koszar?... Już czeka otwarty fortepian, albo książki, najlepiej stare, „Pamiętnik Kwestarza“ czy też „Śpiewy Historyczne“ — których to śpiewów jesteście dalszym ciągiem...
Błądzimy razem po wydaniu „wyciśniętem w Warszawie w 1816 roku“, okazuje się, że wszystko było już postanowione za Leszka Białego, a stary Goworek..
— Stary Goworek to Piłsudski! Zobaczy „Ojczyznę na tronie“...
A może wracam wieczorem z jakiejś pijackiej kompanji? Jest na mnie sposób wieczorem. Oto między buty, rozrzucone ostrogi, zabłocone rzemienie, pokręcone sznury, z któremi się param, wpadnie cichutki szept panny Sylwiny.
— Termos z gorącą herbatą czeka na kominku...