Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.



Zależało nam tu na reprezentacji, tembardziej, że byliśmy o wiele biedniejsi od całego otoczenia. Każdy ziemianin miał przecie tę „ostatnią“ parę koników wystałych, rzekomo ziemniaki tylko jadły, — ale jakże para takich kartoflarzy sypała po grudzie, a jak ciągnęły nasze głodne habety. Każdy ziemianin, choć „już nie mógł“, — miał przecie powozik lakierowany, bryczuszkę na resorach smarowanych, — podczas gdy nasze wolanty kucały na każdym kamyku.
Więc tyle tylko pociechy naszej, że wyglądamy zuchowato... Jesteśmy w szarych kubrakach, które tak dużo wzięły w siebie wiatru, deszczu, słońca i potu, że mają kolor, jakiego nie nada żadna fabryka, — kolor trwania. Nasze okrągłe czapki tak są wdrożone, że nietylko przepis reprezentują, lecz myśl głowy, którą okryły. Nasze stare skórzane pasy tak są mądre, — że oficer oddychać przestanie, a pas jeszcze mu na brzuchu chrzęści, — z przyzwyczajenia.
Wyglądamy!
Po drugie, żyje w nas silna nadzieja, której nic przemóc nie zdoła... Ona to sprawia, radosna i bezczelna, że wszędzie u siebie w domu jesteśmy, wszędzie dobrodziejstw jakichś okazanie za obowiązek sobie poczytujemy.
Ona to właśnie nas popędza, że po pracy w koszarach, Kujon, Leń i ja siadamy na kandyby i je-