Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

spłoszona, blada w czarnych chusteczkach, okryciach, pomponach, niby w ciemnej otoce siwy zalążek mrozu.
Zaczęło się od wieszania zgrabiałych futer, oraz „względem zmiany przemoczonych butów“ i — którędyż to błądziliśmy, jakiemi nas lasami poniosło na taki świat w taką noc, czyli — może najlepiej odrazu ciepłej herbaty?
Powstał wielki rozgardjasz.
Równocześnie wypadł z czeluści korytarza inny twór polskiej przyrody, żeński, ze snu rumiany, spódnicami szeleszczący i kolejno nogi nam podrywał, wycierając cholewy szmatą.
Pan Płoński czuwał nad temi staraniami, zagajenie rozmowy ochotnie rozcierał w szerokich dłoniach, — tylko pani domu obcą się wydała całej sprawie, jakoby przecząca głową wszystkiemu, co się w uprzejmem przywitaniu odbywało.
— Nic z tego wszystkiego nie będzie, a ja chcę leżeć, — skuczał między płaszczami Kujon, — lepiejby było do chłopa gdzie wstąpić na mleko. Wygoda i zdrowotność!
Wprowadzono nas do jadalni.
— Innego pokoju nie mam dla gości, żeby jakiś salonik, albo w tym rodzaju. — Pan Płoński wziął się pod boki i ze skargą w głosie: — Bo to nowy dwór panowie, stary obok stoi, — spalony.
Nie dobrze się wybiera, kto do nas na skargę idzie! Skórę mamy tyle razy garbowaną, żeśmy ludzie niewybredni i z nieszczęściami łatwą zgodę czynić zwykli.
— Stary spalony, nowy zapewne prostszy, — wycedził Leń uprzejmie, — ale niezgorsza przecie siedziba?