Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

zasiedziała, w rozmowie naszej zjawiały się wszystkie zabawki, dla ojca para rękawiczek, a dla niej, której służące wymyślały, — niebieskie piórko do kapelusza.
Te przyszłe radości powiększały jeszcze mój niepokój. Powiem ci otwarcie, że nie zastanawiałem się ani przez chwilę, czy ojciec dobrze rzecz wykona. Dręczyło mnie tylko bardzo, czy zdąży na czas? Prałat pilił, kazał mi przypominać, wzywał ojca do siebie, a gdy znów usłyszał, co już było za pierwszym razem powiedziane, — wszystko dam z siebie księże prałacie, — poklepał czarny surdut gruszkowemi palcami raz za razem, od czego mi w piersiach wyrosła nagła, świeża, dziecinna duma.
Co to było to „wszystko“, zobaczyliśmy na dwa dni przed terminem, gdy drzwi od zimnej pracowni zostały „oficjalnie“ otwarte. Nikt nie śmiał o tem mówić... Strach nas ogarnął na widok figury, — ojciec tak się zaciął, takie mu się koło ust porobiły zawiasy twardego milczenia, — że nikt ani słowa...
Chodziliśmy po domu, jak głupi. No, bo to nie był żaden Chrystus, a niewiadomo co? To był nasz ojciec, jakby na pogrzebie mego najmłodszego brata.
Tak.
— No i co? — wykrzyknąłem.
— No i wkońcu, jak zawsze bywa, matka mu „przetłumaczyła“, zaczął poprawiać i, daruj, ale jak wszyscy polscy rzemieślnicy, wkońcu nie zdążył!
Kujon ziewnął, spojrzał na zegarek: — Druga już, chodźmy!
Zaczęliśmy się zbierać.
— Ale ojciec nie zdążył, przyznaj się!