Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/172

Ta strona została przepisana.

— Człowiek wszystko może wytrzymać, a jedno tylko jest naprawdę bolesne. Wiesz co?
— No co, Gucio, naprzykład co?
— To, że mój syn, zginął za mnie. Tak to teraz rozumiem. Umarł, ponieważ ja, właściwie, — nie żyłem nigdy własnem życiem!...
— Nie nacierpiałeś się za swoje, Gutek?!
— Cierpiałem. — Pochylił się, by mi tę rzecz powiedzieć wstydliwie do ucha. — Ale nigdy nie walczyłem... I to jest myśl, rozumiesz, to jest ta myśl, od której niema żadnego wybawienia... Może jedno, kiedyś, wkońcu... Jak sądzisz?! Sprawdzać cyfry, stać tutaj całe lata i żywcem wrastać w tę pobielaną ścianę.
— Gucio, Gucio, co też ty pleciesz?!
Odwróciwszy się spojrzał na mnie zdumionemi oczyma. Twarz mu się wyciągnęła w bezruchu i tak trwał mały, szary, tak szary że niemal przeźroczysty.
Rzekłbyś, już tylko cień samego siebie.