Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/177

Ta strona została przepisana.

Miniesz swoje stare gimnazjum, zawrócisz w prawo, około pomnika i oto masz rząd dziesięciu okien cierpliwej kawiarni, gdzie ongiś nauczyciele twoi czytywali gazety. Usiądziesz za marmurowym stolikiem, przy szklance kawy, i z tych samych drewnianych ramek, co oni dawniej, wyczytasz sobie ostatnie wiadomości.
Robimy to już dzisiaj rozważnie i spokojnie... Tu oto stoi kawa z wyjętą łyżeczką, tu papierosy, bułki, nic się nie przewróci, nie powala, tu właśnie ramki z Kurjerem, który o to samo walczy od tylu, tylu lat!
Nie mówię do was, starych, a do ciebie, chłopcze! Nie siadujesz tu jeszcze w kawiarni, nie jesteś ciekaw ostatnich wiadomości, z ulicy dopiero spoglądasz do wnętrza przez rąbek niezsuniętej firanki. Uwierzysz mi, gdyż w sercu twojem pali się wielkie światło spotkań i przygód młodości.
Mieszając cicho kawę z mlekiem, zgadnij, kogo dostrzegam o trzy stoliki dalej?!
O trzy stoliki dalej, w cieniu, przy piecu, siedzi pierwsza moja miłość, ziemska, zachwycona, szczęśliwa, smutna i ukarana!
Już nie w małej, czerwonej czapeczce! W spłowiałym, wytartym kapeluszu. Nie w obcisłym, wyszywanym kubraczku! W lichem futrze farbowanem.
I w rozdeptanych kaloszach!
Pije kawę, śpieszy się, patrzy na zegarek, wertuje książki szkolne. Pewno jest nauczycielką i tu gdzieś niedaleko wykłada.
Nie śmiej się, dziś na jej godzinach nie przeszkadzaj! Z ostatniej ławki nie puszczaj papierowych strzał ku tej