Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/207

Ta strona została przepisana.

Uczułem, że chwila ta jest ważniejszą od nie wiedzieć jak ważnych zaręczyn. Serce mi pękało z powodu Dworskiego, z drugiej strony ustawały wszelkie wątpliwości: Nina mnie wybierała.
Spuściłem story. Stała, oparta o ścianę, wzruszona.
— Musisz się namyśleć. — Ogarnęło mnie niebywałe przerażenie. Co będzie, jeżeli Janina zacznie się rzeczywiście namyślać?!...
— Wcześniej, czy później, zobaczysz, Dworski wszystko przepije!... Musi przepić. Tymczasem ja, zobaczysz! — Pierwszy raz w życiu użyłem wtedy skrótu jej imienia. — Zobaczysz, Nino!
Owionęło mnie błogie gorąco, końce palców drżały, nasycone niepojętą radością.
— Ze mną będziesz całe życie jeździła powozem. Zaczniemy kiedy bądź, juź wnet, jeszcze tej zimy.
Odpychała się ode mnie oburącz, jak od ściany. Podsuwałemi usta, uderzała o nie lekko wnętrzem dłoni lub poduszeczkami palców. Och, nie były poatramencone!!...
Wobec tej chwili, właściwe pożegnanie stało się niczem. Banalną komedją. Potrzymałem Nince płaszcz pod szaragami, własnoręcznie wyjąłem warkocz na pelerynkę.
Cóż mogłem zrobić więcej?! Przez otwarte drzwi naszego mieszkania wyszło szczęście, wołając jeszcze ze schodów:
— Dobranoc!
Mama była w bardzo dobrym humorze po tej wizycie. Nie spodziewała się, że poczciwa Niemka jest tak prostą i naturalną kobietą.