Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/213

Ta strona została przepisana.

O mnie zapomniał zupełnie.
Gdy mama wróciła z Irzkiem, przywitał się z nią, jakby się drugi raz z podróży na nowo witał. Opowiedział o wizycie Lukasa, że o tyle o ile uregulowali rachunek.
— Wyjeżdżam, — dodał w drzwiach swej kancelarji — ale to nic nie znaczy.
Gdyśmy się żegnali w przedpokoju, zastanowił się nagle.
— Pamiętajcie, — mówił, ściskając mamę, — w każdym razie będę tu na imieniny. Żeby tam nie wiem co!
Od początku maja posługiwaliśmy się temi imieninami, do wszystkiego. Nazywało się, że wykończamy program imieninowy, złożony z samych poważnych kawałków w mszy Stefana. Musimy ciągle wychodzić na próby.
Samych wielkich kościelnych numerów trzy: Kyrje, Gloria, Agnus Dei qui tollit...
W Agnus było solo dla basa. Dworski ryczał, zwłaszcza słowo tollit furczało mu w ustach.
Program nasz wykończaliśmy wszędzie, na każdym spacerze, wycieczce, przy każdej sposobności. Niewiadomo było wkońcu, co jest próbą, a co wałęsaniem się po mieście.
A gdzie tu jeszcze cały świecki „majowy“ repertuar?! Przerobiona przez Stefana pieśń Ukrywać się nie trzeba i wspaniała serenada na cześć Anielki, Irzka i urodzin Janinki, po czesku:
Andulko, me dite, ja sem te lublun.
Ze względu na matkę, Niemkę wypadało wziąć coś cudzoziemskiego; ze względu na rolę Austrji i Niemiec