Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/222

Ta strona została przepisana.

czy program świecki? Mieliśmy u nas w domu śpiewać o trzeciej, tymczasem Dworski ze Stefanem na trzecią urządzili serenadę u Janiny.
— Co będzie? — Dworski patrzył na mnie oczami, które porównać można jedynie do guzików. Mongoł, winiarz!
Rozeszliśmy się bez żadnego postanowienia.
— Jestem, — rzekł Irzek po drodze. — jak tabaka w rogu.
Rzadko mówił w ten sposób.
— Jeżeli dodasz do tego, że się ojcu nic, ale to nic nie udało? — Irzek dowiedział się tego od mamy. W kuchni, ukradkiem, gdy stała przy oknie i płakała. Będziemy musieli sprzedać wszystko, powóz, konie, może nawet meble?! Rodzice nie mówili o tem narazie, żeby sobie nie psuć imienin.
Weszliśmy do domu na palcach. Postanowiłem w najbliższym czasie ukryć gdzieś wszystkie swoje przedmioty. Ocalić je przed sprzedażą...
Rodzice siedzieli w mroku, w salonie. Widać było, mimo szarówki, że mama ma wypieki na policzkach. Ojca można było poznać w kącie pokoju po ogniku papierosa.
Zaczęło się układanie dnia jutrzejszego. Do szkoły pójdziemy, jak zwykle, — koniec roku prawie, — trzeba iść! Potem obiad, goście, no i produkeja kwartetu...
Irzek zgrzytnął nieznacznie zębami, ja uważałem, że nie powinno się w tak ciężkiem położeniu urządzać imienin; a już jeżeli, to nie krępować nikogo. Jakiem prawem?! Naturalnie nie powiedziałem tego głośno.