Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/248

Ta strona została przepisana.

z filozofji, którą może zawiera ta książka przenikniesz moją myśl.
Napisałem te oba tomy, aby nie być tym kimś, który biegał, ruszał się, odziewał, i był tylko sobą, tak zawsze, tak dalece sobą, a nigdy niczem więcej, że oprócz tego właśnie, niema o nim nic, nic, zupełnie nic do napisania!
Powiesz mi: Wielkie rzeczy! Po latach kilkudziesięciu zaginie w ludzkiej pamięci i moja książka, i ta ciotka obojętna, narówni z innemi, pełnemi serca postaciami!
Powiesz mi: Na to wogóle niema żadnej rady! W powodzi lat i uczynków nic dłużej zatrzymać się nie da, wszystko wreszcie na wieki musi się zakończyć, nawet Dante w białej ślicznej oprawie, choćby była z samej platyny.
Powiesz mi: Po miljonach lat cała ziemia przemieni się do niepoznaki i na miejscu, gdzie zaczynałeś tę książkę, na miejscu, gdzieś ją kończył, lodowce będą krzepły w ciszach niezgłębionego milczenia.
Odrzeknę na to: mimo wszystko, wtedy, gdym żył, walczyłem, by być sobą. Tobą, nim, jeszcze innym, każdym! Na brzegu nicości niechybnej walczyłem wszystką swą siłą o swoją wieczność nieskładną. Mówisz mi, że całe wieki lodów spłyną tu na zawsze? Odpowiadam ci słowami starego nauczyciela fortepianu: wśród prawdziwej muzyki życia wspomnij niekiedy także muzykę tonów! Oto mnie masz! Leżę u Twych stóp, jak rozłupany orzech. Widzisz, jak małem jest to ziarnko prawdy, która mną porusza. Trzeba to było jednak powiedzieć i sądzę, że niema w tem żadnego wstydu. Być prochem jesiennym, być tylko pyłem bezdrożnym, liściem akacji, głosem