Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - W cieniu zapomnianej olszyny.djvu/92

Ta strona została przepisana.

wiadał ojcu, że teraz wszystko jest już źle, a wnet będzie o wiele gorzej.
Opowiadanie musiało być ważne, gdyż ojciec nie wołał, jak zwykle — Bójżeż się pan Boga, czy to możliwe? — tylko odrazu:
— Nie może być, nie wierzę.
Finkiel, kłaniając się brzytwą w powietrzu:
— Pan doktór sam się przekona!
Dlaczego pan Finkiel skarżył się, dlaczego uważał tego słonecznego ranka, który z niewiadomych przyczyn tak dobrze pamiętam, że jest źle, nie wiem.
Panu Finklowi powinno było być świetnie. Miał sklep fryzjerski w Rynku, przed odwachem, po tej samej stronie, na której odprawiała się zawsze ostainit, najważniejsza stacja w procesji Bożego Ciała. Miał mnóstwo perfum i mydeł, zawijanych w wiecznie pachnące papiery atłasowe.
Jeżeli wypadało święto Lajkonika, mógł się na nie patrzeć bez żadnego ścisku, przez własne szyby wystawowe. Widział codzień zmianę warty na odwachu, czy też trębacza, grającego capstrzyk wieczorem. Golili się u niego wszyscy porządni ludzie. Nasz ojciec, pan Gall, pan Karmański, może nawet pan Asnyk?!
Finkiel musiał się był dziś skarżyć szczerze i poważnie, gdyż ojciec po umyciu się, przy śniadaniu, rozmiawiając z mamą, zakończył tak:
— Może się mylę moja kochana, mam jednak wrażenie, że te sprawy zaczynają się naogół zawsze od fryzjera. Już to tak jest na tym świecie...
Jakie sprawy zaczynają się naogół od fryzjera? Dlaczego tak jest na świecie, nie wiedzieliśmy.