Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/026

Ta strona została przepisana.

Wskutek tego rodzina doktora Sarrasin’a stała się rodziną młodego alzatczyka. Ten ostatni, pomimo chłodnej powierzchowności, tkliwy miał charakter i osądził, że odtąd całe jego życie powinno należeć do tych poczciwych ludzi, którzy mu zastąpili ojca i matkę. To naturalnie doprowadziło do tego, że uwielbiał doktora Sarrasin’a, jego żonę i śliczną a poważnego umysłu córeczkę ich; serce jego otworzyło się dla nich na nowo, jak gdyby był wrócił do lat dziecinnych. Wdzięczności swej jednak dowodził nie słowami, ale czynami. Wziął sobie za obowiązek odpłacić dzieciom to, co winien był rodzicom; w Joannie, która lubiła naukę, starał się wyrobić zdrowy rozsądek, umysł silny i stały; z Oktawiusza usiłował zrobić człowieka, godnego następcę tego, który był ojcem jego. Trzeba wyznać, że ostatnie zadanie o wiele trudniejszem było; Joanna, jak na swój wiek, przewyższała brata swego tak pod względem umysłu jak charakteru. Ale Marceli postanowił dopiąć podwójnego tego celu.
Marceli Bruckmann był jednym z owych walecznych i roztropnych wojowników, których Alzacya corocznie wysyła na plac wielkiego paryskiego boju. Dzieckiem jeszcze będąc, odznaczał się giętkością i siłą muskułów, tak jak żywością umysłu. Moralnie był