Marceli podniósł głowę i potwierdził.
— Ogromna w istocie. Nie ma może drugiej podobnej we Francyi; w Stanach Zjednoczonych jest ich kilka tylko, w Anglii zaledwie pięć lub sześć, a na ogół piętnaście lub dwadzieścia na całym świecie.
— A w dodatku tytuł! — dodał Oktawiusz — tytuł baroneta! Nie dlatego bym kiedy pragnął czegoś podobnego, ale ponieważ teraz trafia się, więc przyznaję, że zawsze jest to wspanialej, niż nazywać się po prostu Sarrasin’em,
Marceli wypuścił kłąb dymu i nie wyrzekł ani słowa. Ten kłąb dymu wyraźnie mówił: »Pah!.. Pah!..«
— Z pewnością, nigdybym nie zrobił tak jak wielu ludzi, którzy dodają końcówkę jakąś do swego imienia, albo wymyślają jakąś urojoną koronę! Ale posiadać prawdziwy tytuł, tytuł autentyczny, wyraźnie wpisany do »księgi parów« Wielkiej Brytanii i Irlandyi, tytuł niepodlegający żadnej wątpliwości, żadnemu zaprzeczeniu, jak się to zdarza bardzo często...
Fajka wciąż powtarzała swoje: »Pah!.. Pah!«
— Mój kochany, mów sobie co chcesz — odrzekł Oktawiusz z przekonaniem — krew coś znaczy, jak powiadają Anglicy.
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/033
Ta strona została przepisana.