Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/035

Ta strona została przepisana.

— Urodziłeś się na kapitalistę, a do dzisiejszego dnia ani domyślałeś się tego nawet. Tak coś zdaje mi się, że jeżeli nie dla twojego ojca, który ma umysł zdrowy, to dla ciebie lepiej byłoby, gdyby spadek cokolwiek mniejszych był rozmiarów. Wolałbym, żebyś mógł podzielić się z dzielną siostrzyczką twoją dwudziestupięciu tysiącami liwrów dochodu, aniżeli tą górą złota!
I wrócił do pracy.
Co do Oktawiusza, ten nie był w stanie robić cokolwiek; tak się rzucał i kręcił po pokoju, że Marceli zniecierpliwiony — rzekł do niego:
— Lepiej uczyniłbyś, gdybyś poszedł przejść się. Widocznie, do niczego już dzisiaj nie jesteś zdolny.
— Masz słuszność — odpowiedział Oktawiusz, z radością chwytając to niby pozwolenie zaniechania wszelkiej pracy.
I porwawszy kapelusz, szybko zbiegł ze schodów i znalazł się na ulicy. Zaledwie uszedł dziesięć kroków, zatrzymał się przy gazowej latarni i odczytał list ojca. Chciał się upewnić, że nie marzy.
— Pół miliarda!.. pół miliarda!.. — powtarzał. — To znaczy, przynajmniej dwadzieścia milionów dochodu!. Jeżeliby ojciec dał mi tylko jeden milion, jako pensyę tylko pół mi-