Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/039

Ta strona została przepisana.

rym życie przyjemnie schodziło wśród lekcyi profesorów i pieszczot rodzicielskich. Nie bardzo rozumiała, jakim sposobem kilka paczek biletów bankowych mogło zmienić życie, i to przypuszczenie nie zaniepokoiło jej ani na chwilę.
Pani Sarrasin, młodo poślubiona człowiekowi całkowicie oddanemu nauce, szanowała namiętność męża swego, którego czule kochała, nie bardzo go jednakże rozumiejąc. Nie mogąc dzielić szczęścia, jakie nauka dawała doktorowi Sarrasin, czuła się niekiedy osamotnioną trochę obok tego zapalonego pracownika, i z tego powodu wszystkie nadzieje zlała na swe dzieci. Zawsze marzyła o świetnej przyszłości dla nich, wyobrażając sobie, że to tylko zapewni im szczęście. Nie wątpiła, że Oktawiusz przeznaczony jest do najwyższych godności. Od czasu, jak wstąpił do szkoły centralnej, skromna ta i użyteczna akademia zamieniła się w jej wyobraźni na szkołę ludzi znakomitych. Niepokoiła ją tylko myśl, że mierny ich fundusz może jeżeli nie przeszkodzić, to w każdym razie utrudnić świetną karyerę syna, a później zaszkodzić dobremu wyjściu córki zamąż. Teraz z listu męża zrozumiała tyle, że obawy te stanowczo zostały usunięte. Czuła się też zupełnie zadowoloną.
Matka i syn przepędzili część nocy na roz-