inteligentną; możemy sobie zatem powinszować, że tak znaczny kapitał dostaje się do rąk, które potrafią zrobić zeń dobry użytek.
Doktor Sarrasin szczególną uczuł przykrość, dowiadując się, że nowina o spadku została rozgłoszoną. Nie tylko bowiem, mając doświadczenie rzeczy ludzkich, przewidywał z tego powodu przykre natręctwo, ale nadto upokarzało go wielkie znaczenie, jakie nadawano temu spadkowi. Zdawało mu się, że wielka cyfra tego kapitału uczyniła jego własną osobę mniejszą i mniej znaczącą. Jego prace, jego zasługa osobista, — czuł głęboko — tonęły już w oceanie złota i srebra, nawet w oczach kolegów. Widzieli w nim już nie badacza niezmordowanego, nie inteligencyę wybitną, wyższą nie bystrego wynalazcę, ale po prostu pół miliarda. Gdyby był dzikim hotentotem, jednym z najnikczemniejszych okazów ludzkości, nie zaś jednym z wyższych jej przedstawicieli, wartość jego byłaby ta sama. Lord Glandover dobrze powiedział, miał odtąd »wartość« dwudziestu jednego miliona, ni mniej ni więcej.
Myśl ta wstręt w nim wzbudziła, i kongres, który z ciekawością przypatrywał się, jak też wygląda »właściciel pół miliarda«, ze zdziwieniem zauważył, że fizyonomia jego pokryła się smutkiem.
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/045
Ta strona została skorygowana.