Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/049

Ta strona została przepisana.

(Tak! tak! To prawda!) Dlaczego potem nie mielibyśmy poświęcić kapitału, który posiadamy, na budowę takiego miasta, które ukazalibyśmy światu jako praktyczną naukę... (Tak! tak! — grzmoty oklasków).
Członkowie kongresu, jak gdyby dotknięci zaraźliwym szałem, ściskają się wzajemnie za ręce, rzucają się do doktora Sarrasin’a, podnoszą go i w tryumfie obnoszą dokoła sali.
— Panowie! — mówi znowu doktor, odzyskawszy miejsce swoje — miasto, które każdy z nas widzi już oczami wyobraźni swej, to miasto zdrowia i dobrobytu, może za kilka miesięcy stać się rzeczywistością; jeżeliby to nastąpiło, wezwalibyśmy wówczas wszystkie ludy, by przyszły oglądać je; we wszystkich językach rozpowszechnilibyśmy plan jego i opis, i zaprosilibyśmy do niego wszystkie uczciwe rodziny, które ubóstwo i brak pracy wygnały z przeludnionych krajów. Te także rodziny — nie dziwcie się, że myślę o tem, — które zabór cudzoziemski zmusił do okrutnej konieczności tułactwa, znalazłyby u nas możność zużytkowania sił swoich i zastosowania zdolności umysłowych; takim sposobem przyniosłyby one nam z sobą owe bogactwa moralne, tysiąc razy cenniejsze od kopalni złota i dyamentów. Mielibyśmy w mieście naszem obszerne kolegia, gdzie młodzież wychowana