Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/057

Ta strona została przepisana.


ROZDZIAŁ IV.

Po połowie.


Dnia 6 listopada o siódmej godzinie zrana, profesor Schultze przybył do dworca Charing Cross. W południe zjawił się pod nr. 93 Southampton Row, w wielkiej sali przedzielonej drewnianą przegrodą na dwie strony — stronę pp. dependentów, i stronę publiczności; było tam sześć krzesełek, czarny stół, mnóstwo zielonych tek i dykcyonarz adresów. Dwaj młodzi ludzie, siedząc przed stołem, spokojnie spożywali ser z chlebem, zwykłe śniadanie we wszystkich wydziałach prawnych.
— Panowie Billows, Green i Sharp — rzekł profesor takim samym głosem, jakim żądał śniadania swego.
— Mr. Sharp jest w swoim gabinecie. Nazwisko pańskie? Interes pański?
— Profesor Schultze z Jeny, sprawa Langévol.
Młody dependent wymruczał to objaśnienie do telefonu i usłyszał odpowiedź, której jednak nie powtórzył. Brzmiała ona tak mniej więcej:
»Do dyabła! sprawa Langévol! jeszcze jeden waryat, któremu się zdaje, że ma prawo do spadku!«