z Mr. Sharp’a do jakiej cyfry solicitor szacował wdzięczność saksońską i musiał pozostawić mu zupełną swobodę działania.
Kiedy doktor Sarrasin, wezwany nazajutrz przez Mr. Sharp’a, zapytał go spokojnie, czy nie ma co nowego do powiedzenia, solicitor, zaniepokojony tym spokojem, zawiadomił go, że po ścisłem zbadaniu całej sprawy przekonał się, że najlepiej byłoby może ukrócić złe w samym jego początku i temu nowemu pretendentowi zaproponować ugodę. Doktor Sarrasin musiał przyznać, ze była to rada zupełnie bezinteresowna, którą mało solicitorów byłoby dało na miejscu Mr. Sharp’a, Ale chodziło mu o szybkie załatwienie tej sprawy, na którą zapatrywał się oczami ojcowskiemi prawie.
Doktor Sarrasin słuchał tych rad i znajdował, że są względnie rozsądne. Tak bardzo oswoił się przez dni kilka z myślą natychmiastowego urzeczywistnienia swego naukowego marzenia, ze wszystko podporządkowywał temu planowi. Teraz byłby już dla niego srogi zawód, gdyby musiał czekać lat dziesięć, a chociażby tylko rok jeden, na wykonanie projektu. Mało zresztą obznajmiony z kwestyami prawnemi i finansowemi, nie dał się wprawdzie złapać na piękne słówka Mr. Sharp’a, z łatwością jednakże odstąpiłby praw swoich
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/067
Ta strona została przepisana.