Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/090

Ta strona została przepisana.

— Od dwóch miesięcy byłem w pierwszej klasie.
— W takim razie lepiej byś zrobił, gdybyś był pozostał na miejscu. Tutaj rozpoczniesz od tego, że wejdziesz do trzeciej klasy. I to jeszcze możesz uważać się za szczęśliwego, iż pozwalam ci zmienić oddział.
Inżynier napisał słów kilka na przepustce, wyprawił depeszę i rzekł:
— Oddaj swój znaczek, wyjdź stąd i udaj się do oddziału O, do biura naczelnego inżyniera. Ten jest już uprzedzony.
Te same formalności, jakie zatrzymywały były Schwartza przed bramą K, powtórzyły się przed oddziałem O. Tam również rozpytywano go najprzód, potem przyjęto, wreszcie odesłano do sali odlewów. Tutaj praca od bywała się znacznie ciszej.
— Jest to tylko mała galerya do wylewania sztuk Nr. 42 — rzekł do niego nadzorca. — Tylko robotnicy pierwszej klasy mają wstęp do sal, gdzie wylewają się wielkie działa.
Mała galerya miała jednak sto pięćdziesiąt metrów długości, a sześćdziesiąt pięć szerokości. Musiało w niej być, jak się zdawało Schwartz’owi, przynajmniej sześćset tyglów, umieszczonych po cztery, po osiem i po dwanaście, stosownie do swej wielkości, w pobocznych piecach.