Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/092

Ta strona została przepisana.

one po łagodnej pochyłości aż do miednicy, mającej kształt lejka, a umieszczonej ponad samą formą. Komenderujący dawał sygnał świstawką. Natychmiast wyciągano obcęgami z ognia tygiel i zawieszano go na drągu żelaznym dwóch robotników, stojących przed pierwszym piecem. Świstawka zaczynała wówczas przygrywać, i dwaj robotnicy pod takt tej muzyki wylewali metal z tygla do odpowiedniej rynny. Potem wrzucali do kadzi próżne i rozpalone naczynie.
Bez przerwy, tylko w przestankach ściśle wymierzonych, ażeby wylew odbył się jak najrówniej i najregularniej, robotnicy stojący przy innych piecach, postępowali tak samo zupełnie jedni po drugich.
Dokładność ruchów była przytem tak nadzwyczajna, że w dziesiątej sekundzie, przeznaczonej na ruch ostatni, ostatni tygiel zostawał wypróżniony i wrzucony do kadzi. Cała ta czynność zdawała się być raczej rezultatem ślepego mechanizmu, aniżeli następstwem połączonych stu ludzkich usiłowań.
Ścisła karność, siła przyzwyczajenia i potęga muzycznego rytmu dokonywały jednak cudu tego.
Schwartz zdawał się być oswojony z tym widokiem. Postawiono go do pary z robotnikiem jego wzrostu, wypróbowano umiejętno-