Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/099

Ta strona została przepisana.

mało znaną naturalistom, tak jak wilgotne ściany węgla kamiennego mają swą dziwną florę z zielonawych mchów, nieznanych grzybów i bezkształtnych porostów. Inżynier Maulmühle, lubownik entomologii, zwrócił uwagę swą na to, i obiecał nagrodę pieniężną za każdy nowy okaz, który Karl mu przyniesie. Nagroda ta zachęciła najprzód chłopczyka do pilnego zwiedzenia wszystkich kątów kopalni, ale powoli zrobiła zeń prawdziwego zbieracza. Teraz już na swój własny rachunek wyszukiwał owady.
W dodatku, miłość jego nie ograniczała się do pająków i stonóg. W samotności swej zawiązał ścisłe stosunki z dwoma nietoperzami i z wielkim szczurem leśnym. Co większa, utrzymywał on, że te trzy egzemplarze zwierząt były najrozumniejsze i najmilsze stworzenia na świecie; dowcipniejsze nawet od jego koni o sierści jedwabistej i błyszczącym karku, o których jednak mówił zawsze z największem uwielbieniem.
Między nimi odznaczał się szczególnie Blair-Athol, dziekan stajni, stary filozof, który przed sześciu laty zeszedł o pięćset metrów poniżej poziomu morza i od tej chwili nie oglądał już więcej światła dziennego. Teraz był prawie ślepym. Ale jak dobrze znał swój podziemny labirynt! Jak umiał zwracać się na