Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/122

Ta strona została skorygowana.

zapewnić wkrótce Niemcom powszechne panowanie.
Najprzód Marceli tworzył najzuchwalsze plany wdarcia się lub dostania się jakimkolwiek sposobem do owej zaczarowanej fortecy, której tajemnicę chciał posiąść koniecznie. Nie mógł wynaleźć nic praktycznego. Mury grube, ponure, w nocy oświecone potokami światła, strzeżone przez silną wartę, stały przed nim jak nieprzezwyciężona przeszkoda. Chociażby nawet potrafił przedrzeć się mimo jednej z tych straży, cóż obaczyłby? Szczegóły, zawsze szczegóły, nigdy całości.
Mniejsza o to. Przysiągł sobie, że nie ustąpi, i dotrzyma przysięgi tej. Chociażby miał czekać lat dziesięć, nie opuści stanowiska. Musi nakoniec wybić godzina, w której tajemnica stanie się jego własnością! Musi tak być. Miasto-Francya rozwijało się pomyślnie; dobroczynne instytucye jego sprzyjały wszystkim i każdemu, wskazując zarazem ludom zniechęconym nowy widnokrąg. Marceli nie wątpił, że wobec takiego powodzenia rasy łacińskiej, Schultze więcej niż kiedy pragnąć musi wykonać swoje pogróżki. Samo Miasto Stalowe i prace jego były tego dowodem.
Tak upłynęło kilka miesięcy.
Pewnego dnia, w marcu, Marceli po raz tysiączny może powtórzył sobie samemu tę