minut. Nakoniec został wprowadzony do przepysznego gabinetu zielono-złotego.
Herr Schultze we własnej osobie, palący długą glinianą fajkę i popijający piwo ze sporego kufla, wśród całego tego przepychu, robił wrażenie plamy z błota na lakierowanym bucie.
Nie podniósłszy się, nie odwróciwszy nawet głowy, stalowy król rzekł zimno i obojętnie:
— Jesteś rysownikiem?
— Tak, panie.
— Widziałem rysunki twoje. Bardzo są dobre. Ale ty nic więcej oprócz maszyn parowych nie umiesz?
— Nigdy mię nie pytano o nic więcej.
— Czy znasz trochę balistykę?
— Studyowałem ją dla własnej przyjemności i w chwilach swobodnych.
Odpowiedź ta przemówiła do serca Herr Schultze’a. Raczył spojrzeć na swego podwładnego.
— A zatem podejmiesz się wyrysować razem ze mną armatę!.. Zobaczymy jak się z tego wywiążesz!.. Ah! trudno ci będzie zastąpić miejsce tego głupca Sohne’a, który zabił się dziś rano, obracając w ręku woreczek z dynamitem!.. Bydlę! mógł nas wszystkich wysadzić w powietrze!
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/126
Ta strona została przepisana.