Herr Schultze był nim zachwycony. Dziesięć razy na dzień mówił do siebie samego:
— Co to za skarb! Co to za perła ten chłopiec!
W istocie zaś Marceli od pierwszego rzutu oka poznał charakter strasznego swego patrona. Dojrzał, że główną cechą jego charakteru był egoizm, potężny, wszystkożerny, objawiający się na zewnątrz bezmierną próżnością i do tego zastosował całe swoje z nim postępowanie.
W kilka dni młody Alzatczyk tak doskonale poznał mechanizm tej klawiatury, że grał na Herr Schultze’u, jak na fortepianie. Taktyka jego polegała na tem, że starał się o ile mógł wykazać swoją własną zasługę, ale czynił to w taki sposób, by dać zarazem tamtemu możność wykazania jego wyższości nad sobą.
Naprzykład, gdy chodziło o rysunek, robił go doskonałym, zostawiając w nim jednakże błąd jakiś, łatwy do poprawienia; tak, że ex-profesor zwracał nań uwagę natychmiast z wielką żywością.
Jeżeli miał jakąś teoretyczną myśl, starał się dać ją poznać w rozmowie, a to w taki sposób, by Herr Schultze mógł sądzić, że sam trafił na nią. Czasami nawet posuwał się dalej, mówiąc naprzykład:
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/128
Ta strona została przepisana.