Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Powstrzymał się jednak od wybuchu zgrozy pomieszanej z uczuciem podziwu, które budził w nim ten nadzwyczajny człowiek zniszczenia. Potem dodał:
— Rzecz pewna, że działo to jest zadziwiającem i przepysznem, ale pomimo wszystkich zalet jego widzę, że usprawiedliwia zdanie moje poprzednie: udoskonalenia, naśladownictwo, brak wynalazku!
— Brak wynalazku? — odpowiedział Herr Schultze, wzruszając ramionami. — Powtarzam panu, że nie mam już tajemnic przed nim! Proszę za mną!
Stalowy król i towarzysz jego opuścili kazematę i zeszli na niższe piętro, które łączyło się z platformą za pomocą hydraulicznych wind. Tam znajdowała się pewna liczba przed miotów podłużnego kształtu, formy cylindrycznej; zdaleka wyglądały one jak armaty zdjęte z lawet.
— Oto nasze granaty — rzekł Herr Schultze.
Tym razem Marceli musiał wyznać, że narzędzia, na które patrzał, w niczem nie były podobne do tych, jakie znał dawniej.
Były to ogromne rury, długie na dwa metry, mające w średnicy jeden metr i dziesięć centymetrów, wewnątrz pokryte ołowiem, na którym mogły się odcisnąć wyżłobienia rury działowej, z tyłu zamknięte stalową nitowaną