Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

cznym. Z tego powodu mniej już żałuję teraz, że masz tak młodo umrzeć.
Na te ostatnie słowa Marceli powstał.
— Jakto — zimno dodał Herr Schultze — nie zrozumiałeś tego, że o zamiarach moich mówię tylko przed tymi, którzy nigdy ich powtórzyć nie będą mogli?
Zadzwonił znowu. Dwaj olbrzymi, Arminius i Sigimer, ukazali się we drzwiach sali.
— Chciałeś poznać tajemnicę moją, poznałeś ją — rzekł Herr Schultze... Teraz pozostaje ci tylko umrzeć.
Marceli nic nie odpowiedział.
— Za wiele masz rozumu — mówił dalej Herr Schultze, byś mógł sądzić, że pozwolę ci żyć teraz, kiedy wiesz o zamiarach moich. Byłaby to lekkomyślność nie do darowania, byłaby to nielogiczność. Wielkość celu mego nie pozwala mi narażać jego powodzenia dla względu tak małej stosunkowo wartości jak życie człowieka — nawet takiego człowieka jak ty, mój kochany, którego dobrą organizacyę mózgową wysoko cenię. To też żałuję prawdziwie, że miłość własna za daleko mię pociągnęła, i ze teraz znajduję się w konieczności zgładzenia ciebie. Ale musisz zrozumieć, iż wobec sprawy, której się poświęciłem, nie może być mowy o uczuciu. Mogę ci też wyznać, że twój poprzednik Sohne umarł