Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Ten nędznik Schultze! — myślał sobie. — Przypuszczając nawet, iż przesadził mówiąc o niszczących skutkach swego granata, i że nie może zalać całego miasta owym nieugaszonym ogniem, pewną jest jednak rzeczą, że znaczną część jego może spalić odrazu. Straszną tu maszynę wynalazł! Pomimo przestrzeni, która rozdziela oba miasta, olbrzymia armata potrafi je dosięgnąć pociskiem swoim! Szybkość początkowa dwadzieścia razy większa od szybkości otrzymanej dotąd! Coś koło dziesięciu tysięcy metrów, dwie i pół mile na sekundę! Ależ to prawie trzecia część szybkości, z jaką ziemia obiega drogę swoją. Czyż podobna?.. Tak, tak!.. jeżeli działo nie pęknie od pierwszego strzału!.. A nie pęknie, bo zrobione jest z metalu, który nigdy nie pęka! Łotr ten zna doskonale położenie Miasta-Francyi? Nie wychodząc z jaskini swojej, wyceluje armatę z ścisłością matematyczną, i tak jak powiedział — granat padnie na sam środek miasta! Jak uprzedzić o tem nieszczęśliwych mieszkańców?!
Marceli nie zmrużył oka noc całą. Kiedy dzień zaświtał, opuścił łóżko, na którem próżno się męczył gorączkową bezsennością.
— No — powiedział sobie — to na przyszłą noc będzie! Ten kat, który chce mi za oszczędzić cierpienia, czekać będzie zapewne,